Parę miesięcy temu chciałam wypróbować serię podkładów Lirene, tak ze zwykłej ciekawości. Swoją przygodę z nimi zaczęłam od City Matt. Byłam wtedy ciut ciemniejsza, więc wybrałam nr 204 naturalny. Shine Touch kupiłam początkiem października, kiedy moja opalenizna już znikła, stąd nr 103 jasny. Dziś mogę oba porównać i powiedzieć Wam co nieco o nich.
Obydwa podkłady zamknięte są w identycznych, plastikowych opakowaniach o pojemności 30ml. Wygodny aplikator z pompką pozwala wydobyć tyle kosmetyku ile potrzebujemy. Może nie są to estetyczne cuda, ale przecież ważne jest to, co kryje się w środku. Cena to ok 20-22zł. Często można znaleźć je na promocji.
Zacznę od City Matt, jest to fluid wygładzająco - matujący z witaminami: E (dezaktywuje wolne rodniki) i C (poprawia koloryt cery). Pierwsze co zauważyłam to zapach, dość wyczuwalny słodko-kwiatowy, który utrzymuje się długo na skórze. Dla mnie to lekki minus, wolę mniej intensywne i mdłe zapachy. 204 to naturalny, ciepły odcień wpadający w róż..czego mój aparat nie chciał oddać...Podkład ma przyjemną konsystencję, nie sprawia problemów i nie zostawia smug na skórze. Wchłania się przyzwoicie, ale nie od razu, trzeba chwilkę z nim popracować i odczekać przed nałożeniem pudru. Kryje dobrze, nie mam większych zmian skórnych czy przebarwień, więc nie potrzebuję też super kryjącego podkładu na dzień. Ten poradził sobie całkiem dobrze, wyrównał koloryt i delikatnie wygładził cerę. Niestety ma też swoje wady, nie zauważyłam większego zmatowienia skóry, za to potrafi uwydatniać suche partie twarzy. Czasem już po 2-3h zaczynał się lekko rolować i pokazywać suche skórki...Nie wygląda to najlepiej. Pomagała mi z tym walczyć baza pod makijaż, ale mim to podkład nie wytrzymywał do końca dnia.
Shiny Touch to fluid rozświetlający z filtrami UVB (SPF 8) oraz hydrablock'iem, który ma nawilżyć naszą skórę. 103 ma również wyczuwalny zapach, jednak tym razem bardziej kosmetyczno-chemiczny. To również nie jest mój ulubieniec, ale i tak wolę go od zapachu City Matt. Odcień jest dużo jaśniejszy, ale nadal wpadający w ciepły róż. Wiem, że na foto wygląda żółto, chyba będę musiała znaleźć lepsze miejsce do fotografowania kolorów.
Konsystencja jest bardzo podobna jak u City Matt, różnica zaczyna się już przy nakładaniu. Shiny Touch lepiej się rozprowadza, pozostawiając efekt nawilżonej i miękkiej skóry. Wchłania się szybciej i można wyczuć nietłusty film. Natychmiast też możemy zobaczyć efekt rozświetlenia, dla mnie jest on idealny. Skóra promienieje lekką taflą blasku, z bliska dostrzegamy też mikro błyszczący pyłek. Kryje dobrze i w sumie nie wiem, który z nich lepiej. Wytrzymałość ma przyzwoitą, nie roluje się, nie wysusza skóry, do końca dnia nie uwydatnia suchych partii twarzy. Czyli o wiele lepiej niż City Matt.
Podsumowując, oba podkłady mają swoje zalety, dobra cena, lekkie opakowanie, dość naturalne odcienie czy miłą konsystencję. Mają też swoje wady, jak zbyt intensywny zapach czy zatyczki, które łatwo złamać. Dla mojej skóry City Matt jest zbyt wysuszający, a efekt matu nikły. Jeśli chodzi o podkład matujący to chociażby Eveline BB bije go na głowę.
Starcie wygrywa Shiny Touch za efekt promiennej i naturalnej skóry bez jej wysuszania. Uważam że to przyzwoity podkład w dobrej cenie.
A Wy jakie macie doświadczenia z podkładami Lirene? Wolicie matujące czy rozświetlające?
Ładne, naturalne odcienie!
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam City Matt, fajny był, ale jednak nie był to dla mnie podkład idealny ;)
OdpowiedzUsuńNiegdy nie miałam styczności z podkładami firmy Lirene.
OdpowiedzUsuńA jestem tak uparta, ze musze mieć podkład matujący, bo w innych się nie czuje.
Może kiedyś przyjdzie mi wyprobować City Matt
Jasne :) witamy w grupie :)
OdpowiedzUsuńtak, wystarczy jak podeślesz nam link po prostu i wykonasz wzorek ;)
UsuńRazem z Kasią witamy w grupie i cieszymy sie ze dołączyłaś do nas ;)
U mnie matujący sprawdza się świetnie ! :D
OdpowiedzUsuń