Jak Wam mija weekend? Wypoczęłyście? Ja średnio, dziś mam typowy dzień lenia. Ostatnio brak mi czasu na wiele przyjemności, dodatkowo nie mogę się dogadać z aparatem (uroki szarej miejskiej aury), więc poziom stresu zaczyna sięgać zenitu. Czuję, że moje wewnętrzne baterie są niemal rozładowane. Czas więc na bombę! A dokładniej milky bath bombs! Zaprosiłabym Was na kąpiel, ale dzisiejszy wieczór jest tylko dla mnie, więc szybciutka notka i uciekam do łazienki ;)
Tak się składa, że musujące kule do kąpieli Dairy Fun zawsze dostaję w prezencie. Nigdy nie kupiłam ich sama, a to już moje 3 opakowanie. Widziałam je w Rossmannie i kosztują chyba ok. 12 zł. W pudełeczku znajdziemy 3 zafoliowane kule, każda o wadze 120 g. Kule bajecznie pachną i zawierają naturalne olejki z pestek winogron i awokado.
Nie wiem czy są inne warianty zapachowe, ja znam tylko ten, czyli mleko z miodem, jabłko z karmelem i brzoskwinię z mango. Chociaż mleko z miodem to mój ulubieniec w niemal każdej postaci to dziś wykorzystam soczystą brzoskwinię z mango. Zimowe przesilenie chyba daje o sobie już znać., bo bardzo ciągnie mnie do ciepłego i owocowego zapachu. Mam nadzieję, że porządnie naładuje mnie energią.
Na opakowaniu znajdziemy informacje o kulach i ich skład. Nie różni się on wiele poza substancjami zapachowymi i barwnikami. Sam skład nie jest wybitny, olejki o których mowa znajdują się za perfumami. Mimo minimalnej ilości są one wyczuwalne w kąpieli.
Każda z tych kul fantastycznie i słodko pachnie. Szczególnie jabłko z karmelem czy brzoskwinię z mango aż chce się zjeść! Wrzucone do gorącej wody zaczynają musować i oddawać swój zapach. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię to uczcie gdy kula musuje mi w dłoni ;) Rozpuszczają się przez ok 2 minuty i barwią lekko wodę. Niestety nie tworzą pianki więc tutaj zawsze mam lekki niedosyt.
Jeśli chodzi o działanie to jest ono odczuwalne, olejki zmiękczają skórę i dają poczucie, że jest wypielęgnowana i gładka. Efekty nie są długotrwałe, ale po kąpieli nie czuję potrzeby balsamowania się.
Gdy znalazłam kolejne opakowanie kul pd choinką pomyślałam, że może w końcu sama zainteresuję się takimi kulami domowej roboty. Szczególnie gdy patrze na śliczne kąpielowe umilacze robione przez Lili <KLIK>. Prawda, że robi małe cuda? Nie wiem czy bardziej mam ochotę je podziwiać, wrzucić do wanny czy zjeść! :D
Ja uciekam do krainy mango i rozmyślań nad domowymi musującymi kulami. Relaks, relaks i jeszcze raz relaks. Tego życzę też Wam na dzisiejszy wieczór ;)
Zazdroszczę kąpieli z dodatkiem kul, na pewno pięknie pachną :)
OdpowiedzUsuńPachną słodko ;) normalnie wolę prysznic, ale gdy decyduję się już na kąpiel to koniecznie z jakimś umilaczem ;)
UsuńZazdroszczę....pewnie pachną fantastycznie!
OdpowiedzUsuńDla mnie bardzo ;) Lubię słodkie aromaty ;)
UsuńZawsze chciałam uzyc takich kuli do kąpieli :)
OdpowiedzUsuńSą w każdej drogerii ;) Ja teraz myślę nad domowej roboty, zawsze to ciut więcej wartości odżywczych ;)
UsuńCzemu, ach czemu nie mam wanny? Ileż przyjemności mnie omija!
OdpowiedzUsuńWolę i tak prysznic ;) Kąpiel tylko raz na jakiś czas i obowiązkowo z jakąś solą lub kulkami ;)
Usuńja mam po nich mega podrażnioną skórę
OdpowiedzUsuńTo paskudnie, mi nic nie robią, ale i tak chce stworzyć bardziej naturalne kule ;)
Usuńja jak czytam takie posty, to żałuję,że mam prysznic a nie wannę:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kule do kąpieli <3 Te miałam ale mniej zachwyciły mnie niż te biedronkowe :)
OdpowiedzUsuńwww.nejviis.blogspot.com
Miałam je kiedyś i rzeczywiście pachną cudownie ;) Uwielbiam takie umilacze kąpieli ;)
OdpowiedzUsuńCzasami na prawdę żałuje, że nie mam wanny :(
OdpowiedzUsuń